Powracanie ziemian (1) - Czombrów
Jeżdżę po dworach od lat. Landem nie, bo kto dziś ma lando? Najwyżej Andrzej Nowak Zempliński, który zbiera w Tułowicach wszystko co stare i na kołach. Samochodem jeżdżę, jak mnie ktoś zabierze. Albo wieczorami po sieci.
Zbieram notatki, wspomnienia, zdjęcia i pakuję je trochę bałagańsko do rożnych folderów w komputerze, żeby czasem pokazać coś z tego na FB. I trzeba było jednego komentarza*, zostawionego pod tekstem Coryllusa, a właściwie jednej jego frazy - o całym tym uniwersum Godzinek, litanii, nabożeństw, koronek, które w naszym miejscu Europy od zawsze do dziś podporządkowywały ziemskie bytowanie Sprawom Pierwszym, żebym postanowiła pomału otworzyć foldery na świat.
Ta jedna fraza z komentarza sprawiła, że nieoczekiwanie domknęło się coś, co miało swój początek równo rok temu, kiedy wracałam z Helu do Gdyni.
Na peronie w Juracie złapała mnie ulewa, a tradycyjnie za krótki szynobus przyjechał tak zapakowany, że nie udało mi się do niego wsiąść. W deszczu, wyrzekając w duchu na unijne dotacje, które nakazały wyremontować dworzec ale i rozebrać starą dworcowa wiatę, co latami chroniła przed deszczem, przeczekałam z kolejnym gęstniejącym tłumem godzinę do następnego pociągu, też zapchanego. Dałam się tłumowi wcisnąć w kątek, z walizką i sporą torbą.
W Jastarni pociąg jakimś cudem wchłonął w siebie kolejną grupę podróżnych, wśród nich młodego dryblasa, który widząc plecy starszej pani zgarbione nad balansującą na krawędzi przestrzeni torbą, zaproponował, że mi ją przytrzyma. We Władysławowie, jak to na tej linii, większość podróżnych wysiadła i znalazły się nawet miejsca do siedzenia, które z dryblasem zajęliśmy, rozpoczynając rozmowę o urlopach, dzieciach, a też powodach, dla których znajdujemy jakieś istotne przesłanki do cieszenia się światem. Było i o moich dworskich folderach, dla których zawartości wciąż nie znajdowałam odpowiedniej formy i trzymałam w ukryciu.
Zrobiło się tak swojsko, że aż należało się sobie przedstawić i okazało się, że dryblas jest Mikołajem Reyem z polskiego choć i francuskiego Montresor, który zostawiwszy dzieci na wywczasach wracał pędem do Warszawy, bo gotował na ekranie w TVN-ie, zarabiając na zamek. Nie rozpoznałam wcześniej gwiazdora w dryblasie, no bo jak miałam rozpoznać, kiedy wzorem Przema1 Gintrowskiego z salonu24 GW nie kupuję, TVN nie oglądam. Tym bardziej urocze wydało mi się, że to on, jeden jedyny z całego pociągu, zauważył starsza panią, której się pomaga, bo właśnie takie przykazanie wynosiło się kiedyś z polskiego domu, a efekt nazywało się w czasach niesłusznie minionych dobrym wychowaniem. Kiedy w tym roku wracałam z Helu, już go nie spotkałam ale przypomniałam sobie tamtą rozmowę. A zaraz potem przyszła forma do folderów i tak powstał pierwszy tekst z cyklu Powracanie ziemian.
A dlaczego tak go nazwałam jak nazwałam, wytłumaczę kiedy indziej.
xxx
Któregoś dnia dotarłam do Czombrowa.
Nie dojechałam tam autobusem ani taksówką z białoruskiego Nowogródka, choć za 14 kilometrów pewnie nie zapłaciłabym majątku.
Trafiłam na książkę.
Gdzieś w sieci o niej przeczytałam, znalazłam w bibliotece.
Czombrów, czyli ten - albo prawie ten - dwór, w którym toczy się niespiesznie mickiewiczowska opowieść o Panu Tadeuszu. Bo dziadek Adama Em był tam ekonomem, matka zaś panną apteczkową, Adam bywał tam często i pewnie urzekł go był obszerny, o wiele większy od Zaosia dom, dlatego przechował w pamięci obraz tego co zobaczył nad brzegiem ruczaju, na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju.
W Czombrowie z jego rozłożystym dachem, czterema kolumnami i trójkątnym tympanonem, z jego lekko wzniesionym podjazdem… w tym właśnie Czombrowie Litwo ojczyzno moja i Polsko ojczyzno moja splotły się w soplicowskie jedno. Niby pamiętane, bo chyba jeszcze i dziś dzieci w szkołach Pana Tadeusza programowo meczą. A jednak i nierozpoznane, bo zamienione tylko w historyczny oleodruk, formę, za którą wielu nie odczytuje już treści i funkcji – tego, co było solą polskiego istnienia.
W niespodziewanie wolnej chwilowo Rzeczpospolitej, w 1928 roku, nakręcono w Czombrowie filmową wersję mickiewiczowskiej opowieści. A ostatni właściciele zagrali nawet w filmie role. Niemłodzi juz państwo Maria i Karol Karpowiczowie, których potem odnalazłam na zdjęciu, którego chyba nie umiem tu wkleić. Stoją w drzwiach domu – zadowoleni ale i chyba trochę zmęczeni pracą. Bo dwór to przede wszystkim folwark – z jego oborami i stajniami, z młynami, gorzelniami, z polami rzepaku czy buraków, o których uprawie tak porywająco umiał napisać z książąt Pierejasławskich Mieczysław Jałowiecki. „Taki PGR” - można by tłumaczyć szkolnym dzieciom, dla których oznaczać to może jeszcze jakiś konkret. Skala przecież ta sama, z ta niewielką niby różnicą, która Polskę dzisiejsza konstytuuje: ten folwark, czyli kilkaset hektarów ziemi było własnością tychże państwa, którzy na zdjęciu stoją, opierając się o uchylone drzwi ganku.
Z opowieści o czombrowskim domu, który próbował przetrwać bolszewików z ich metodycznym, zaplanowanym paleniem polskich dworów najbardziej chcę pamiętać jedną, podzieloną na dwie części. Nie jest to opowieść o przyrządzaniu tortu makowego, czy o ubieraniu choinki, ani o pięknych paniach w wytwornych sukniach popijających herbatę w trzcinowych fotelach.
To opowieść o Majowym, której pierwsza część jest taka:
Przed I wojna, w przedpokoju koło drzwi do jadalni stał ołtarzyk z figurką Matki Boskiej, przystrojony kwiatami. Wieczorami zbierali się przy nim domownicy i część służby. Przy zapalonych świecach Maria intonowała kolejne wezwania, a pozostali odpowiadali „Módl się za nami”. Po powrocie [po I wojnie] do pustego czombrowskiego dworu zwyczaj ten powrócił, z tym, ze teraz wszyscy klękali w ogołoconym z mebli salonie. I znów jak dawniej płynęły przy świetle świecy słowa Litanii Loretańskiej.
Maj 1942 roku jeszcze udało się jakoś przeżyć w miarę spokojnie.
Druga część opowieści czeka tuż tuż:
Bardzo szybko zaczął sie nowy koszmar, gdy w okolicy pojawiła się sowiecka partyzantka. W dzień zagrażali Niemcy, w nocy czerwoni partyzanci (…) Od września 1942 roku czerwone bandy rozpoczęły palenie stodół ze zbiorami i stogów zboża, aby w ten sposób zniszczyć zaplecze aprowizacyjne dla Niemców. (…) Czombrowska stodoła z całym użątkiem spłonęła w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1942 roku.
A potem przyszedł czas na dwory i ich mieszkańców. Dowódcy oddziałów partyzanckich dostali dyrektywy wraz z dołączonymi formularzami sprawozdawczymi. W punkcie 29. mieli wpisywać spalone dwory.(…)
16 maja 1943 roku, kiedy w Czombrowie szalały bzy i śpiewały słowiki czerwoni partyzanci przyjechali po południu. Podpalali od czterech narożników.
I tu Joanna Puchalska, autorka książki Dziedziczki Soplicowa, która mnie przez Czombrów prowadziła cytuje Zosię z filmowego planu, wnuczkę ostatniej właścicielki:
Wynosiliśmy w pospiechu tłumoczki naprędce zgarniane, a partyzanci wnosili i rozsypywali na podłodze słomę. Zebraliśmy się na trawniku przed domem.
Babunia uklękła i rozpoczęła ostatnie w Czombrowie majowe. Królowo Męczenników, Królowo Wyznawców, Królowo Polski – módl się za nami.
A dom płonął jak wielka ofiarna świeca.
Kto zobaczy w tej scenie tylko pławienie się w roli dyżurnego męczennika Europy – niczego z Polski nie zrozumiał.
Bo dworu dziś nie ma. Są rodzinne groby kolejnych właścicieli majątku i szczątki kaplicy cmentarnej.
Nie ma dworu, a jest. Wciąż jest.
---
Czombrów można zobaczyc tu: https://www.radzima.net/pl/image_miejsce/czombrow.html?id_galley=2299
Poczytać warto tu: http://polesie.org/4848/rozmowa-z-joanna-puchalska-prawnuczka-ostatniego-wlasciciela-dworu-w-czombrowie/
Tu Karol Karpowicz jako Gość Sędziego w filmowej wersji Jana Ordyńskiego: http://www.nitrofilm.pl/strona/filmy/osoby_info/620/karol,karpowicz.html
No i komentarz u Coryllusa, dzięki któremu powstał tekst:
*https://coryllus.pl/o-kosmitach-w-szafce-raz-jeszcze/#comment-143502
---
Wow, jeśli się wyświetli, to bedzie oznaczało inauguyrację w SN:))
tagi: ziemiaństwo polskie dwór czombrów soplicowo dziedzictwo montresor rey puchalska
![]() |
Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 17:15 |
Komentarze:
![]() |
Anna-Mieszczanek @Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 17:17 |
Ojej, udało sie! Parasolu, dzięki:))
![]() |
Anna-Mieszczanek @Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 17:23 |
Tutaj udało mi sie wrzucić to cudne zdjęcie Marii i Karola Karpowiczów, którego nie umiem wrzucić do tekstu.
![]() |
gabriel-maciejewski @Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 18:09 |
Witamy na pokładzie
![]() |
szafran @Anna-Mieszczanek 23 czerwca 2017 17:23 |
23 czerwca 2017 18:13 |
To ja wrzucę:
![]() |
Anna-Mieszczanek @szafran 23 czerwca 2017 18:13 |
23 czerwca 2017 18:24 |
Cudownie! I dzieki. Ale jak to zrobiles?
![]() |
Anna-Mieszczanek @gabriel-maciejewski 23 czerwca 2017 18:09 |
23 czerwca 2017 18:28 |
Poklad solidny, to i milo dolaczyc:)
![]() |
jolanta-gancarz @Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 20:03 |
Piękny i smutny tekst. Ale budzi pewne nadzieje na powroty... Ponoć na Białorusi atmosfera dla dawnych właścicieli majątków, a zwłaszcza dworów (bo raczej bez folwarków) jest lepsza niż w Polsce. A p. Joanna Puchalska z linkowanego wywiadu, w książce Kresowi Sarmaci, napisała też b. ciekawe wspomnienie o Edwardzie Woyniłłowiczu, ilustrowane mało znanymi zdjęciami, m. in. jego zmarłych dzieci. Zdjęcia Czombrowa też są, m. in. w dwóch rozdziałach o Bułhakach (Fabianie Ignacym i Janie).
![]() |
Paris @Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 20:07 |
Ciekawa rozmowa z praprawnuczka... piekne zdjecie samych Karpowiczow, a dwor w Czombrowie - imponujacy !!!
Piekny... i zachecajacy wpis jak na poczatek.
![]() |
Anna-Mieszczanek @jolanta-gancarz 23 czerwca 2017 20:03 |
23 czerwca 2017 20:27 |
Za dobre slowo dzieki:), a ze smutna TEZ ta historia to fakt. Ale i jakos budujaca - bo pokazuje fundament. On jest jak ta gabrielowa gora, co stoi. A ze na Bialorusi wiecej maja szacunku dla przeszlego niz u nas, to zwyczajnie wstyd wiec choc pisaniem trzeba ten fundament tu przypominac. Pani J. Puchalska to wie. a ja tylko korzystam:)
![]() |
Anna-Mieszczanek @jolanta-gancarz 23 czerwca 2017 20:03 |
23 czerwca 2017 20:29 |
Za dobre slowo dzieki:), a ze smutna TEZ ta historia to fakt. Ale i jakos budujaca - bo pokazuje fundament. On jest jak ta gabrielowa gora, co stoi. A ze na Bialorusi wiecej maja szacunku dla przeszlego niz u nas, to zwyczajnie wstyd wiec choc pisaniem trzeba ten fundament tu przypominac. Pani J. Puchalska to wie. a ja tylko korzystam:)
![]() |
Anna-Mieszczanek @Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 20:31 |
no, przepraszam, cos wcisnelam i jeszcze nie wiem jak skasowac
![]() |
Anna-Mieszczanek @Paris 23 czerwca 2017 20:07 |
23 czerwca 2017 20:38 |
Bardzo dziekuje! Jak pierwszy raz zobaczylam zdjecia Czombrowa, to az nie moglam uwierzyc. Taka kwintesencja, esencja, ekstrakt. Mam nadzirje, ze i kolejne opowiesci beda ciekawe.
![]() |
szafran @Anna-Mieszczanek 23 czerwca 2017 18:24 |
23 czerwca 2017 21:43 |
- Najechałem myszką na obrazek i zarządziłem "Kopiuj adres obrazu"
- Na belce edytora tekstu odpowiedzi nacisnąłem ikonkę "obrazek" i w oknie 'właściwości obrazka' wkleiłem w ramkę 'AdresURL' zawartość schowka. Nacisnąłem OK i gotowe.
![]() |
Paris @Anna-Mieszczanek 23 czerwca 2017 20:38 |
23 czerwca 2017 21:58 |
Napewno bede czytac Pani wpisy...
... te dwory, ziemianstwo... ten styl zycia - to mnie naprawde bardzo pasjonuje i wciaga... tamte czasy znam tylko z opowiesci rodzinnych jak bylam malym dzieckiem... od dziadkow, cioc, wujenek, stryjenek... ale ciagle pamietam i teraz dzieki SN poznaje tamta historie... choc bolesna i czesto meczenska to jednak piekna, dumna i dajaca nadzieje.
![]() |
ewa-rembikowska @Anna-Mieszczanek |
23 czerwca 2017 21:59 |
Piękna opowieść.
![]() |
Anna-Mieszczanek @ewa-rembikowska 23 czerwca 2017 21:59 |
24 czerwca 2017 10:12 |
Tamci ludzie piękni:))
![]() |
Anna-Mieszczanek @Paris 23 czerwca 2017 21:58 |
24 czerwca 2017 10:15 |
Ten styl i opowiesci nic by nie były warte, gdyby nie ten niezwykły fundament czyli istnienie "wespół wzespół" z Panem Bogiem i Najświętszą Panienką. Prawdę mówiąc do mnie dotarło to dopiero niedawno, zza tych przecudnych opowieści:))
![]() |
Anna-Mieszczanek @szafran 23 czerwca 2017 21:43 |
24 czerwca 2017 10:19 |
Szafranie, dzięki! Przecież widzę za kazdym razem tę opcję "kopiuj adres obrazka". I "nie połączyłam kropek", że kliknięcie w nią daje własnie pożądany adres url. Matołek ze mnie, co do innowacyjnosci sie chyba nie nadaje:)) Na szczęście zawsze ktoś podpowie.
![]() |
Magazynier @Anna-Mieszczanek |
24 czerwca 2017 12:05 |
"Nie ma dworu, a jest. Wciąż jest." Nic dodać.
![]() |
Anna-Mieszczanek @Magazynier 24 czerwca 2017 12:05 |
24 czerwca 2017 15:51 |
Jak czytam te dwa zdania, to mi ciarki chodza po plecach. Podobno grafomani tak reaguja na wlasne pisanie wiec widzi Pani z kim tu macie do czynienia:)
![]() |
Magazynier @Anna-Mieszczanek |
24 czerwca 2017 17:03 |
Grafomania tutaj jednak jest wykluczona.
|
KOSSOBOR @Anna-Mieszczanek 24 czerwca 2017 15:51 |
24 czerwca 2017 22:09 |
Dzięki.
Serce krwawi...
![]() |
Paris @Anna-Mieszczanek 24 czerwca 2017 10:15 |
24 czerwca 2017 22:19 |
Dokladnie...
... ja tez od niedawna... glownie dzieki Gospodarzowi i Autorom na SN coraz bardziej sobie uswiadamiam jakiz to "niezwykly fundament" wylania sie z tych przecudnych historii... i jestem pewna, ze jeszcze niejedna cudowna historia sie wyloni.
![]() |
Anna-Mieszczanek @Paris 24 czerwca 2017 22:19 |
25 czerwca 2017 19:40 |
Pani Paris, zaraz się trochę powyłania:)) wrzucam nowy odcinek z mnóstwem linków.
![]() |
Anna-Mieszczanek @KOSSOBOR 24 czerwca 2017 22:09 |
25 czerwca 2017 19:42 |
Pani Kossobor, i boli.
Trzeba robić, co możliwe.
|
KOSSOBOR @Anna-Mieszczanek 25 czerwca 2017 19:42 |
26 czerwca 2017 02:02 |
Robiłam. I robię.
PS. Moje "Zielone rękawiczki" są dla dzieci, właśnie o domach ziemiańskich. Jako gawęda z przygodami.
![]() |
Anna-Mieszczanek @KOSSOBOR 26 czerwca 2017 02:02 |
29 czerwca 2017 11:00 |
O, dopiero teraz zobaczyłam komentarz. To jest super ważne, żeby miec co do reki wlożyć rodzinnym i zaprzyjaźnionym Młodym. Raz: bo sama opowiesc. Dwa: bo estetyka. Niech dzieci maja szanse zobaczyc coś, co jest zwyczajnie ładne - bo z tym sie robi kłopot coraz większy i z dzieci wyrastaja nam młodziaki z kompletnie zwichrowanym poczuciem piekna.
Zaskoczyła mnie niedawno pewna młoda osoba w sieci - prowadzi blog o ksiazkach, więc wydawac by sie mogło, ze przytomna i normalna, no bo jeszcze czyta:)) Nie wiem jakimi sciezkami ale wpadł jej w ręce tom ziemiańskich wspomnień Tadeusza Chwaliboga, ktoremu odebrano majatek w Mysłowie, i ktory przez reszte zycia radził sobie, pracujac jako administrator (czy jakos podobnie) w dworach, zamoienionych na "stacje doświadczalne" PAN (też w Waplewie przez jakis czas) W sumie nic dziwnego, że tak pracował - na rolnictwie sie znał, uczył sie tego, jak wielu innych włascicieli majatków ziemskich. No i ta młoda osoba, dosc zadowolona z siebie, że tak czyta te ksiazki, napisała była taki passus:
„Okres powojenny to właśnie czas który autor chyba najbardziej chciał nam przybliżyć. Bo z kim kojarzy Wam się ziemianin w PRLu? Nieobyty chłop latający na posługi i święcie wierzący w to co władza powie. Według wspomnień pana Chwaliboga było całkowicie inaczej.”
http://kraina-andersena.blogspot.com/2012/03/gdy-wszyscy-byli-obecni.html
Takie oto pomieszanie z poplataniem w głowie.
Nikt jej nie dal "Zielonych rękawiczek" do poduszki, jak była mała:)) No a teraz - przynajmniej niektore dziaciaki mają, dzieki Pani, szansę. Super!