-

Anna-Mieszczanek

Powracanie ziemian (3) - Dwór w Żelaznej i komunista piszący

Nie mogę odszukać tego jednego, mocnego zdania, w którym Maria Rodziewiczówna w wielkim skrócie przypominała o konieczności obrony ziemi, tak ważnej dla zachowania polskości. No i nie wiem czy pisała to w swoim - po ojcu odziedziczonym – Hruszowie koło Kobrynia, w którym przez lata gospodarowała, czy  gdzieś we Lwowie, kiedy pomagała zakładać Związek Szlachty Zagrodowej. A może  w Warszawie, do której wyjeżdżała, żeby wspomóc  Warszawski Związek Ziemianek i  dopilnować spraw wydawniczych, bo to przecież honoraria książkowe pomagały utrzymać hruszowski majątek.

Kiedy w 1939 roku bolszewicy wyrzucili ją z dworu miała  75 lat  i była ukochaną autorką pokoleń czytelników, odznaczoną przez dwóch kolejnych prezydentów Krzyżem Oficerskim i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Z fałszywymi papierami pokonała wtedy okupacyjną granicę i tak  zaczęła się jej peregrynacja przez kilka obozów przejściowych. Z jednego z nich, w Łodzi,  wydostał ją w marcu 1940 roku roku Aleksander Mazaraki z majątku Żelazna pod Skierniewicami, dla odróżnienia od ojca, też Aleksandra,  nazywany Juniorem.

Zanim udało mu się wydobycie pisarki z obozu, Mazaraki przeszedł swoje. Jako ochotnik 1 Pułku Ułanów Krechowieckich wziął udział w wojnie bolszewickiej 1920 roku. Na drogę, jak to w Polsce,  dostał od matki ryngraf. Któregoś dnia chciał spojrzeć na mapę, którą trzymał stojący obok niego kapelan. Zsiadł  więc z konia i w tym właśnie momencie padł strzał - pocisk utkwił w siodle. Ryngraf razem z pociskiem wisi do dziś na starej ambonie w kościele w Żelaznej.

Po wojnie 1920 roku Aleksander Junior został   prezesem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, którego warszawski gmach na Kredytowej -  tam gdzie dziś Muzeum Etnograficzne -  Niemcy zamienili w 1939 roku na siedzibę Arbeitsamtu. Aleksander Mazaraki zachował jednak pozycję człowieka wpływowego. Podobnie jak jego ojciec w czasie I Wojny Światowej, także on współdziałał teraz z akceptowaną przez Niemców Radą Główną Opiekuńczą,  miał  przepustkę i  zgodę na posiadanie samochodu,  był  łącznikiem między biskupem łódzkim i warszawskim, spotykał się z kardynałem Sapiehą w Krakowie. Dzięki tym kontaktom udało się wydostanie Marii Rodziewiczówny z łódzkiego obozu.

Dotarła do Warszawy, tu przeżyła Powstanie, jak wielu trafiła potem do Milanówka. Aleksander Mazaraki znów ją odnalazł i wywiózł do majątku w Żelaznej. We dworze stacjonował Wermacht, 80- letnia pisarka została więc umieszczona w niedalekiej leśniczówce. Zachorowała jednak na ciężkie zapalenie płuc i zmarła w listopadzie 1944 roku, a na jej pogrzeb w Żelaznej przybyły tłumy ludzi. 

Można powiedzieć, że ta dramatyczna historia to polska opowieść jakich wiele. A jednak jest jeszcze  coś, co sprawiło, że ją teraz zapisuję.

Oto bowiem do majątku w Żelaznej trafił w roku 1946 pewien człowiek. Urodził się niedaleko, skończył 3-klasową szkołę ludową w Skierniewicach i zanim został murarzem pomagał ojcu w gospodarstwie. Miał 27 lat, kiedy w 1917 roku wstąpił do SDKPiL, a rok później był juz członkiem Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, za chwilę KPP. Organizował rady delegatów robotniczych,  milicję ludową w Skierniewicach, potem   Związek Zawodowy Robotników Rolnych RP w powiecie skierniewickim, no i,  obowiązkowo, komórki partyjne. Po wrześniu 1939 osiadł w Białymstoku, a w 1940  został instruktorem murarskim przy budowie obiektów przemysłowych na Uralu.  Od 1943 roku  działał w ZPP i pisał pamiętnik, który towarzysze z ZPP w Moskwie dali do przepisania maszynistkom i obiecali wydać w Polsce. 

W  roku 1946  wrócił więc. No i pisał. Ciągle coś pisał,  maszynistki -  choć z błędami ortograficznymi i nie przejmując się interpunkcją – przepisywały, a ja, pół wieku później, mogłam to przeczytać w Czytelni Rękopisów Biblioteki Narodowej, w Pałacu Rzeczpospolitej przy Placu Krasińskich, projektowanym przez mojego ukochanego Tylmana z Gameren, syna  szewca z Utrechtu.

Józef Bok, komunista, jak go doprecyzowuje wiki, wraca więc do Polski, o czym – w oryginalnej pisowni - opowiada tak:

7 kwietnia 1946 r. Miarowy stuk kół wagonów po szynach, bez przerwy meldował o zbliżaniu się pociągu do granicy ziemi ojczystej Polski Ludowej. Jadę pociągiem radzieckim Moskwa – Berlin. Wiekrzość podróżnych to wojskowi armii radzieckiej i ich żony i gromada powracających polaków. (…) Co będę robił? O jaką by należało starać się pracę? W swym życiu różne robiłem roboty. Wiadomo, że każda robota jest ważna, jeśli jest społecznie potrzebna. (…) W jaki sposób mogę się przyczynić do szczęścia innych ludzi? Na to pytanie nie znajdowałem żadnej odpowiedzi. Wtem błysła myśl prosta i jasna, przecież mogę zostać instruktorem rolnym, wszystko jedno gminnym czy powiatowym (…) Zacząłem się zastanawiać co wiem o rolnictwie. W prawdzie w szkołach rolniczych się nie kształciłem ale w swym życiu czterdzieści lat żyłem na wsi. Ojciec miał pół hektara ziemi, robiłem u bogaczy i dziedziców mularkę a jak nie było murarstwa to i w polu. Zwiedziłem kawał świata, widziałem jak pracują w rolnictwie maszyny. (…) Miałem wiele doświadczenia politycznego, to jest wszystko mało ale myśl raz powzięta nie opuszczała mnie, czego nie umiem będę się uczył, razem z chłopami, będę uczył tych, co wiedza mniej odemnie. Choć miałem 56 lat nie padałem na duchu.  Co prawda będąc zagranica marzyłem otem, żeby pracować jako pracownik polityczny w partii, te rzeczy się uzupełniają. (…) Najważniejsze zadanie w pracy politycznej i oświatowej jest podnieść we właściwym kierunku społeczną i polityczną [świadomość?], umocnić w człowieku miłość ojczyzny, narodu, szacunku dla wszystkich ludzi, robotników, chłopów i inteligencji pracującej na świecie a wzgardę i nienawiść dla darmozjadów, wyzyskiwaczy i złodziei społecznych wszelkiego gatunku.

Jak pomyślał, tak i zrobił. I oto kilka miesięcy później, jako instruktor Powiatowego Urzędu Rolnego (tak w każdym razie o tym pisze, choć to musiał być raczej urząd ziemski), wyruszył w teren.

Z łodzi przyjechała towarzyszka, przystojna blondyna, instruktor komitetu wojewódzkiego. Uzgodniła z sekretarzem, że pojedzie do Żelazny. Jadę razem znimi. (…) Po trzydziestu latach, znów chodzę po podwórzu dworskim w Żelazny. Gdzie administrator pytam?

Administratora nie ma, pojechał do miasta, odpowiada napotkany robotnik rolny, niech się pan tego spyta.

Wy zastępujecie administratora?

Nie, karbowy, ja pilnuję podwórza.

Wy pepeerowiec?

Robotnik trochę się zmienił na twarzy, ale się nie zapiera.

Nie bójcie się, mówię, śmiejąc się do niego, my nie mikołajczyki, nie przychodzimy zabijać.(…)

 

No to pujdziemy do karbowego, pogadamy o gospodarce.

Ja bezpartyjny mówi karbowy, długie lata tu robiłem u państwa dziedziców, bardzo dobrzy państwo byli. (…) Mnie pan dziedzic bardzo uważał. (…)

Dużo ziemi rozparcelowano z waszego majątku?

Tylko parę hektarów, to co pan dziedzic miał sam rozparcelować, z dziesiątą część nie więcej.

Dlaczego pyta blondynka instruktorka.

Służba folwarczna pozapisywała się a później nie chcieli ziemi, kazali się wykreślić.

Boście wy z administratorem wierną sługa dziedzica ich nastraszyli, że będą ich wieszać jak zrobią rząd Mikołajczyka, nie inaczej, Mikołajczyk ma tu dużo swoich.

Nie ma u nas Mikołajczyków, kłamie karbowy.

Przecież wy i administrator należycie do partii Mikołajczyka.

Skąd pan o tym wie to nieprawda.

Przecież o tym mówi cala okolica. Po co wy nas oszukujecie. (…)

 

Wszystko ma swój czas, a więc w opowieści pojawia się w końcu i administrator majątku:

 

Wchodzimy po schodach , administrator mieszka ma piętrze w pałacu. Wielkie psisko zastępuje nam drogę, po krótkiej chwili wyjżała pani administratorowa, zawołała psa i zaprosiła do eleganckiego pokoju , administrator prosi siadać. Krzesła wyściełane.

Co słychać pyta blondynka , czy odstawiliście państwu kontygent w zbożu ?

 My kontygentu nie oddalim , majątek teficytowy, tak, tak, jeszcze parę lat państwo będzie dokładać do naszego majątku.

 Czemu to ? dziedzicowi żyło się nieźle, miał na wszystko , a teraz deficyt, majątek przynosi straty ?

 Bo widzi pani , nie zdążyliśmy zebrać zboża w żniwa, przyszły deszcze i ziarno wysypało się zkłosa , to już siła wyższa, my nie winni.

Przecież ci sami ludzie pracują we dworze, dawniej zdążyliście a teraz nie nadążacie ze zbiorami?

Dawno pan tu pracuje ?

Trzydzieści lat.

 A za niemca pan tu był ?

Tak cały czas.

To dziwne, bo niemcy stawiali swoich administratorów.

Unas nie odpowiada administrator.

Niemcom pan dawał pełny kontygent pyta blondynka ?

Tak odpowiada niedbale.

Był sumiennym administratorem dla niemców i serdecznym przyjacielem państwa dziedziców , a państwu ludowemu ani kila zboża nie oddaje.

Widzę że upana jest ładna bibloteka ?

Tak, tak, mam śliczne rzeczy , pan dziedzic lubił książki a dla chłopów mieliśmy specjalnie dobraną przez pana dziedzica bibioteke.

Wiem otem dobrze odpowiadam.

Państwo dziedzice leczyli okolicznych chłopów i ja to robie.

Pan jest doktór panie administratorze mówi  bIondynka?

Nie, ale mam zioła, jodyne, aspiryne, a w wypadkach jeśli się choroba zastarzeje, wtedy wysyłam do doktora, niech on leczy.

Jak to było z reformą rolną?

Oto  mnie i w bezpieczeństwie się pytali, bo mnie jeden oskarżył, że agitowałem, straszyłem chłopów przeciw reformie, że po referyndum będzie rząd Mikołajczyka  wrócą panowie dziedzice, będą wieszać i rozstrzeliwać tych chłopów co wzięli szlachecką ziemię z reformy rolnej. Zastrzelili tego co mie oskarżał.

Kto go zastrzelił pytamy?

 Skąd ja mogę wiedzić.  Wytłumaczyłem się w bezpieczeństwie, że jestem za parcelacja planową, spokojną, długo falową, bo podług mnie w dwadzieścia cztery godziny parcelować nie można, udowodniłem świadkami, świadczył za mną karbowy, długoletni pracownik majątku, jego zona i zięć. Puścili, majątek pozostał prawie cały, Państwo w jakiej sprawie jeżdżą, spytał administrator?

My jeździmy uświadamiamy ludność w sprawie referyndum. Odpowiedziała blondynka. (…) 

Wtem we drzwiach staje pokojówka, czy podać obiad ?

Wszyscy troje jak na komendę dziękujemy.

 Może mleka pyta administrator grzecznie?

Nie trzeba odpowiadam spokojnie, Niech pan zawiadomi robotników majątku że wieczorem w świetlicy będzie ogólne zebranie, my o zachodzie słońca przyjdziemy.

W tej samej świetlicy w której 30 łat ternu występowałem przeciw dziedzicowi  zebrało się ponad 70 osób.  O znaczeniu referyndum mówiłem ja i blondynka Mówiliśmy z półtorej godziny.(…)

 

Nie znajdziemy już zapewne wyjaśnienia tego, co robił Józef Bok w Żelaznej 30 lat wcześniej. Życie partyjne zaczął – wedle wiki -  dopiero w roku 1917, no ale może to tylko taka licentia poetica kazała mu wrzucić do opowieści tę okrągłą liczbę lat.  Może w czasie kiedy organizował związek pracowników rolnych miał z Aleksandrem Mazarakim Juniorem jakiś zatarg?  Dość, że obecna wizyta z towarzyszką blondyną była brzemienna w skutki:

 

Podczas zebrania  administrator nie wszedł do świetlicy, stał w sieni. (…) Przysłał bryczkę, żeby nas odwiozła do Skierniewic. (…) Jedziemy, towarzyszka mówi do mnie , jakby z cieniem żalu, towarzyszu Bok, po waszym przemówieniu, ja nie wiele miałam do powiedzenia, powiedzieliście wszystko, co należało powiedzieć. Czy wy pracujecie jako etatowy pracownik komitetu powiatowego ?

Nie towarzyszko, ja pomagam partji , pracuje społecznie.

Twarz towarzyszki posmutniała , zacisła usta , milczała. (…)

Po  rozmowie [z nią] , sekretarz wobecności innych pracowników, oświadczył, towarzyszu Bok, będziecie unas pracować, na etacie instruktora propagandy.

 

Grób Marii Rodziewiczówny dopiero 11 listopada 1948 roku przeniesiono z Żelaznej na warszawskie Powązki. Być może dowiedział się o tym i Józef Bok, który też przecież czuł się pisarzem. Jego także odznaczono później Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. On także  - 20 lat potem -  spoczął na Powązkach.

Tuż po pogrzebie na Powazkach ksiazki Rodziewiczówny wycofano z bibliotek, nie wznawiano ich i strategicznie zarządzając gustami mas, uznano - via autorytety -  za kicz. A we dworze w Żelaznej, prawem sowieckiego kaduka, do dziś ma  siedzibę dyrekcja Rolniczego Zakładu Doświadczalnego SGGW.

Fakt: dzięki wielu  takim zakładom doświadczalnym PAN-u albo SGGW część dworów jeszcze w ogóle stoi. Zastępczy, bo zastępczy, jednak zawsze to gospodarz, który dba choćby o to, żeby dach nie przeciekał. Bo nieremontowany dach potrafi pociągnąć za sobą szybko resztę domu, który w końcu – znika. Zdarzało się zresztą czasem, że wygnani z własnych, ziemianie bywali peerelowskimi administratorami czy kierownikami w innych pozbawionych dawnych właścicieli dworach.  Nie żeby zaraz w swoich -  to by było, jak na PRL, za dużo. Ale w innych – tak.  Bo w końcu ci obywatele ziemscy na czym jak na czym, ale na rolnictwie czy hodowli akurat się znali. Tego w końcu się uczyli się, sposobiąc się przed wojną do zarządzania swoimi majątkami.

No a dzis - jest jak jest.

 

https://4.bp.blogspot.com/-RXmyL7LQfrQ/U86hBhMT3yI/AAAAAAABRb4/J92EpBo_Bd8/s1600/115+%25C5%25BBelazna+dw%25C3%25B3r+Mazarakich+B266.jpg

http://gosc.pl/doc/1732672.Ryngraf-ocalonego-szeregowca

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Bok_(komunista)

http://rzdzelazna.cem.sggw.pl/?page_id=110v



tagi: maria rodziewiczówna  aleksander mazaraki junior  żelazna  józef bok komunista 

Anna-Mieszczanek
4 lipca 2017 00:02
10     2017    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

KOSSOBOR @Anna-Mieszczanek
4 lipca 2017 01:08

Bardzo cenna notka. Dzięki. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Anna-Mieszczanek
4 lipca 2017 08:28

To czego nie udało się dokonać w okresie międzywojennym, zakończono po wojnie. Teraz mamy czwarte pokolenie, które "w prawdzie w szkołach rolniczych się nie kształciłem ale w swym życiu czterdzieści lat żyłem na wsi". I mogę być instruktorem, urzędnikiem, decydentem, posłem, senatorem.

zaloguj się by móc komentować

Anna-Mieszczanek @KOSSOBOR 4 lipca 2017 01:08
4 lipca 2017 11:07

Pani Kossobor, ciesze sie, że z pożytkiem nacytowałam się komunisty piszącego. Prosze jeszcze zerknac pod pierwszy tekst z cyklu - zostawiłam tam dla pani komentarz, pokazujący stan umysłu gimbazy aspirujacej:))

zaloguj się by móc komentować

Anna-Mieszczanek @ewa-rembikowska 4 lipca 2017 08:28
4 lipca 2017 11:10

Pani Ewo, senatora bym jeszcze wytrzymała, niech mu tam. Ale ten instruktor - to już przekracza ludzkie zdolności wytrzymywania:)) Zawsze w końcu praca na zywym umysle najwazniejsza. No a z efektami instruowania przez komunistów piszacych i nie-piszacych borykamy sie do dziś, jak Pani sama zauważa.

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @Anna-Mieszczanek
4 lipca 2017 11:21

Od razu skojarzył mi się fragment historii opisanej w pewnej broszurce przez byłego członka Komunistycznego Związku Młodzieży Zachodniej Białorusi Jakóba Strelczuka (który zdaje się że był po prostu kretem policyjnym). Broszurka nosi(ła) nazwę "W szponach obcej agentury. W sieciach bolszewizmu". Fragment który udało mi się odnaleźć w internecie leci tak:

ze strony aukcjoner.pl

 

 

zaloguj się by móc komentować

Anna-Mieszczanek @OdysSynLaertesa 4 lipca 2017 11:21
4 lipca 2017 11:36

Panie Odysie, to zapewne smakowite ale u mnie nie da sie rozpoznac literek:((

Niedawno jedna dobra dusza nauczyla mnie jak zamieniac obrazek z telefonu w formacie jpg na tekst w wordzie. Robi sie to tutaj https://www.onlineocr.net/  - wrzuca jpg, zaznacza język i wyskakuje word, ktory czasem trzeba poddac korekcie drobnej. Dla mnie to genialne, bo jeszcze przy pierwszym odcinku cyklu przepisywałam spore cytaty "ręcyma", Ale potem - juz wspomogłam się tym programem, choc nie wierzyłam, że taki matołek komputerowy jak ja moze to zrobic:)) Może z panem Jakóbem tez sie uda? - jesli ma Pan  to strona po stronie.

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @Anna-Mieszczanek 4 lipca 2017 11:36
4 lipca 2017 12:11

Niestety strony po stronie nie mam i nigdzie nie mogę znaleźć. Mam tylko kilka zdjęć które sprzedawca (aukcjoner pl) umieścił na allegro (tam ta broszura jest do kupienia gdyby ktoś chciał - dla mnie za drogo).

Natomiast dziękuję Pani za informację o możliwości konwersji bo na pewno skorzystam przy okazji i innych materiałów. Tymczasem wrzucę większe zdjęcie bo jest taka możliwość. Pozdrawiam

Proszę dać znać jeśli i tym razem nie widać, to wrzucę ten fragment później już po konwersji.

zaloguj się by móc komentować

Anna-Mieszczanek @OdysSynLaertesa 4 lipca 2017 12:11
4 lipca 2017 22:57

Nic a nic, a ja na normalnym komputerze to ogladam, nie na tablecie. Żal. No bo napięcie rośnie i rośnie:))

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @Anna-Mieszczanek 4 lipca 2017 22:57
5 lipca 2017 00:00

Służę zatem :) i jeszcze raz dziękuję za stronkę to fantastyczna pomoc. 

"...pierwszy mój egzamin partyjny musiał wypaść dobrze, gdyż "Chaim" mianował mnie sekretarzem wspomnianego już komitetu rejonowego w Orli. Jednocześnie dał mi pełnomocnictwo do prowadzenia akcji na terenie rejonu Hajnówki, w której miałem między innemi zorganizować za wszelką cenę strajk robotników, zatrudnionych w przemyśle leśnym i chemicznym.

Do Hajnówki udałem się na drugi dzień i spotkałem się tam z członkiem miejscowego komitetu rejonowego oraz z jednym z robotników tartacznych. Po zapoznaniu się z sytuacją, doszedłem do przekonania, że do zorganizowania strajku niema odpowiednich warunków, ani właściwych powodów i powierzonego mi zadania nie wykonałem. To też na najbliższej jawce w Białymstoku otrzymałem sporą porcję wymówek za niewywołanie strajku. Mimo to zostałem ponownie wysłany do Hajnówki z temsamem zadaniem. Oprócz tego polecono mi zorganizować w okolicy Hajnówki rejonowy komitet KZM. Wyjeżdżam. Następują kontakty, widuję się z wiejskimi chłopakami, którzy o niczem nie mają zielonego pojęcia, takie przynajmniej robią na mnie wrażenie. Mówię im o walkach rewolucyjnych, o wyzysku kapitalistów, przypominając sobie czasy, kiedy w podobny sposób agitowano mnie. Wszelkie jednak wezwania do strajku nie odniosły skutku. Udaję się wreszcie spowrotem do Białegostoku i tu dowiaduję się od towarzyszki "Oli", że znowu jest polecenie, aby za wszelką cenę zorganizować strajk wśród robotników leśnych. Obszernie dyskutuję z nią na ten temat. dowodząc, że żadnych powodów do strajku Hajnówce niema. Zresztą strajk ten jest niepotrzebny, gdyż lepszych warunków robotnicy nie mogą się spodziewać. Na to „Ola" oświadczyła, że akcja strajkowa nawet w wypadku przegranej ma duże znaczenie dla partii, gdyż wpływa na dezorganizację ustroju „faszystowskiego". Z jej słów wyraźnie wynikało, że partii nie chodziło bynajmniej o polepszenie bytu robotników, lecz tylko o wywoływanie i utrzymywanie wśród nich ustawicznego wrzenia. Ponadto robotnicy w Hajnówce nie byli podatnym materiałem do wystąpień, z których nie spodziewali się i nie mogli się spodziewać żadnych korzyści.

Po pewnym czasie wezwano mnie znowu do Białegostoku i tam dowiedziałem się, że na miejsce „Oli" jest przysłany nowy instruktor Samson vel Sasza Lipnik — towarzysz „Wiktor", z którym musiałem nawiązać kontakt. „Wiktor" swoim wyglądem zewnętrznym zrobił na mnie wrażenie dobrze sytuowanego burżuja. Ubrany w elegancka jesionkę, pierwszorzędny garnitur, kapelusz, nosił binokle, zloty pierścionek. Wypytywał mnie, jak się wywiązałem ze swoich zadań w Hajnówce. W trakcie, rozmowy, gdy powtarzałem swoje argumenty o niecelowości strajku, „Wiktor" wyjął ze skórzanego portfelu kilka papierowych serwetek i począł coś na nich notować. Nadał mi nowy Pseudonim i zapowiedział. że wkrótce ma się odbyć konferencja okręgowa, w której będę uczestniczył. Następnie wyznaczył mi kontakt z Hirszem Abramowiczem „Gryszą", sekretarzem okręgowego komitetu KZM. ZB. w Białymstoku. Wyszedłem z mieszkania za nim, trzymając się od niego stale w pewnem oddaleniu..."

Na koniec (a raczej początek) dodam że autor pochodził z rodziny ziemiańskiej. Dzięki temu w zasadzie było go stać na wydrukowanie owej broszurki własnym sumptem. Swoją drogą to dziwne że władza się o to sama nie postarała. Jeszcze dziwniejsza jest historia zamiany wyroku dla jego potencjalnego zamachowca, który z zemsty za zeznawanie przeciwko dawnym "kolegom" (piszę w cudzysłowiu bo wszystko wskazuje na to że autor wykonywał po prostu zadanie zebrania materiałów i infiltracji środowiska komunistycznego) próbował go zastrzelić na sali sądowej. Ciekawa postać i szkoda że nigdzie nie można tej broszury dostać.

zaloguj się by móc komentować

Anna-Mieszczanek @OdysSynLaertesa 5 lipca 2017 00:00
5 lipca 2017 19:17

Tak, strona genialna - jak pierwszy raz wrzuciłam tam jpg z telefonu i za chwile wyrzuciło mi tekst wordowy to z zachwytu nieomal sie udławiłam, bo akurat cos pożerałam:))

A pan Jakób rzeczywiscie świetnie pokazuje mechanizmy manipuacji "działaczami".

Poczytalam dzis banalnie, w wiki, o związkach zawodowych w II RP, PPS tam był bardzo aktywny, choc niby od KPP sie odcinał i odcinał

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zwi%C4%85zek_Stowarzysze%C5%84_Zawodowych

"Inicjatorem tworzenia jednolitej centrali klasowych związków zawodowych była Polska Partia Socjalistyczna (dotychczasowa Frakcja Rewolucyjna), która zainicjowała w 1916 w Królestwie powstanie Komisji Centralnej Związków Zawodowych, na czele której stali Adam Landy i Tomasz Arciszewski."

Tutaj też ciekawie:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Historia_zwi%C4%85zk%C3%B3w_zawodowych_w_Polsce

 

Podobnie jak PPS-owcy, zapewne i "towarzyszka Ola" była z ziemiańskiej rodziny. Ale cóż, widmo komunizmu, jak je wrzucił w świat Karol Marks, za pieniądze arystokratki Jenny von Westphalen, a potem włókienniczego wyzyskiwacza Engelsa -  to już hulalo i hula do dzis.

 

Moze Pani Panterze uda się wynaleźć w tak zwanej wolnej chwili coś o Jakóbie Strelczuku?

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować